Mama zdała sobie sprawę, jaka jest niepocieszona, że już poszliście spać. Dopiero za 10 godzin znowu zobaczę Wasz uśmiech. Jak na Was patrzę to cała jestem happy. To chyba właśnie jest mama.
niedziela, 29 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
Dwie inne osoby
Świeta, święta i po świętach! Bejbiki to były Wasze pierwsze święta po drugiej stronie brzucha. Pierwsza choinka i pierwsze prezenty. Byliście zuchami, nie dość, że zjedliśmy kolację w spokoju (Tymonku przespałeś znaczną część ), to nie było żadnego pojękiwania i płaczu. Mam nadzieję, że jaka wigilia taki cały rok:-) W ogóle te nasze bliźniaki są bardzo grzeczne, do okiełznania. JA mogę tylko zachwalać posiadanie bliźniaków. Owszem bywają cięższe chwile, ale nigdy takie do zwątpienia. Pewnie niejedna mama pojedynczego dziecka ma ciężej. Trzeba koniecznie wypracować system - o tym czytałam w wielu poradnikach przed porodem. Synchronizacja - słowo klucz do ogarnięcia dzieci. Ale czy u nas to się sprawdziło, raczej lawirowaliśmy. Dzieciaki raz śpią w jednym czasie, innym razem osobno. Chcą jeść obydwoje na raz, a czasami mają ciekawsze rzeczy do zrobienia. Z każdym dniem stają się inne. Tak naprawdę to traktujemy je jak rodzeństwo, każde ma inną osobowość, co innego lubi, co innego robi. Pola jest jeszcze niemowlakiem. Chwali sobie tylko mleko mamy i nic jej nie przekona do jedzenia marchewki czy jabłka. Tymon to mężczyzna - pochłania smaki i zapachy, szuka nowości, a tych dostarczyły mu święta. Pola pierwsza leżała na brzuszku, po miesiącu mocno trzymała głowę do góry. Tymon był leniuszkiem, a teraz pierwszy przekręca się z pleców na brzuch. Tymon lubi pospać, nawet do 9:30, a Pola o 7:00 jest gotowa do zabawy. Pola dostrzegła swoje stopy, pewnie za chwilę duży palec od nogi trafi do buzi. To Tymonkowi pierwszemu rosły włoski, a właściwie grzywka, a to Pola przecież czeka na swoje kucyki. Pola pierwsza przespała już 2 razy całą noc. Jak niesamowicie jest obserwować rozwój dwóch tak integralnie różnych osób. Naprawdę bliźniaki to nic strasznego!
niedziela, 22 grudnia 2013
Projekt po raz pierwszy
Już jakiś czas przyglądam się Projektowi Samo-się. Kreatywnych pomysłów na spędzanie długich zimowych wieczorów nigdy za wiele! I właśnie się zdecydowałam rzutem an taśmę pokazać nasz projekt w etapie nowa umiejętność w tym tygodniu. A że nie da się tego pokazać tylko trzeba to zobaczyć to proszę. Tymon krzyczy! Rano, w południe, wieczorem. A Pola cicho sza. Ale my mu Poluniu jeszcze pokrzyczymy do uszka, prawda?
wtorek, 17 grudnia 2013
Piernikowo
Tradycji stało się zadość. Jak co roku mama z tatą piernikowali, tzn. mama skończyła, a tata potrzebuje jeszcze kilku dni na dokończenie domku. W tym roku dzielnie nam pomagaliście, a dosłownie nie przeszkadzaliście za bardzo i mogliśmy poddać się atmosferze świąt. Za rok żegnajcie idealne kształty Pola i Tymon pokażą swój artyzm, cała kuchnia w lukrze :-)
Super przepis na "pierniczki palce lizać" znanej dekoratorki pierników pani Jarmili Buczyńskiej
- 140 g cukru pudru
- 60 g masła
- 90 g miodu
- 2 łyżeczki przyprawy do pierników
- 2 jajka
- 400 g mąki pszennej
- 1,5 łyżki kakao
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
Sposób przygotowania
1 jajko, 1 łyżka mleka,
cukier, masło, miód, jajka oraz przyprawę piernikową wkładamy do
metalowej miski, ustawiamy na garnku z gotującą się wodą. Podgrzewamy,
mieszając. Należy uważać, aby masa się nie ścięła, jej temperatura nie
powinna przekraczać 50°C. Zdejmujemy z palnika, lekko studzimy. Łączymy
mąkę, kakao i sodę, dodajemy 3/4 tej mieszanki do ciepłej masy.
Mieszamy, dodajemy resztę mieszanki i wyrabiamy ciasto. Owijamy je w
przezroczystą folię i wkładamy do lodówki na 24 godziny. Następnie
rozwałkowujemy na grubość 2-3 mm (na blacie posypanym odrobiną mąki) i
wycinamy dowolne kształty. Układamy na blasze wyściełanej pergaminem.
Pieczemy w 175°C przez 10-12 minut. Aby pierniczki były błyszczące, po
upieczeniu i wystudzeniu możemy posmarować je jajkiem rozmąconym z
łyżką mleka i ponownie włożyć do piekarnika (nagrzanego do 70-80°C) na
ok. 10 minut.
Smacznego!
sobota, 14 grudnia 2013
Wózek! Ważna, najważniejsza rzecz
Kiedy dowiedziałam się, ze jestem w ciąży bliźniaczej może nie od razu, ale za chwilę pojawiła się myśl: moje dzieci będą jeździć w dużym, ciężkim i brzydkim wózku? Przecież tylko takie są, na ulicach nie widziałam zbyt dużo duo pojazdów, dookoła tylko Mutsy i spółka. A bliźniacze? A dla rodzeństwa? I zaczęliśmy poszukiwania. Wózek musiał:
1. być na tyle duży żeby bejbikom było wygodnie.2. być wąski żebyśmy mogli mieści się w większość drzwi (a te są 80 cm) oraz do wind.
3. lekko się prowadzić, bo nie wykluczam sytuacji kiedy jedno z dzieci będę musiała wziąć na ręce i prowadzić go tylko jedna ręka.
4. jakoś wyglądać, tzn. po prostu wizualnie fajny.
5. mieć folie przeciwdeszczowe, co w przypadku wózku dla bliźniaków nie jest oczywiste.
6. cena powinna być przyzwoita, chociaż uznaliśmy, że to inwestycja długoterminowa i na tym kryterium nie będziemy się jedynie skupiać.
No i zaczęło się. Większość sklepów nawet w Warszawie(SIC!) nie ma na stanie wózków dla bliźniaków. Nie opłaca się, nie schodzą, nie ma w hurtowniach, a są takie właściwie- to najczęściej słyszeliśmy od sprzedawców. Nawet nie chcę myśleć jak jest w innych miastach. Pozostał net. Grzebanie, przeglądanie, pytanie. I co? Nie ma wózka idealnego, przynajmniej dla bliźniąt. Ale taki prawie idealny znaleźliśmy. Podpowiedź przyszła z jednego z forum. Easy Walker duo- prawie ideał w prawie idealnej cenie niedrogiego samochodu niestety.
Co jest za:
1. Ma 76 cm szerokości. Mieścimy się w każdych drzwiach, tzn. do dnia dzisiejszego nie było takich, w które się nie zamieściliśmy.Co jest za:
2. Ma pompowane duże koła. Przednie można zablokować tak, żeby się nie skręcały. Ale niezablokowane nie latają też jak opętane.
3. Jest naprawdę solidnie wykonany.
4. Gondolki są długie. W każdej z nich z przodu jest kieszonka na portfel, telefon, etc co nie wymaga od mamy, babci, taty dodatkowej torby.
5. Koszyk na zakupy jest duży podwójny, naprawdę sporo pomieści.
6. Składa się super- opinia taty- i zajmuje naprawdę mało miejsca. Mieści się bez problemu w bagażniku.
7. Prowadzi się lekko. Sprawdziła to Pola, którą już kilka razy musiałam nieść na jednym ręku i prowadzić wózek drugą.
8. Siedzenia są obok siebie, a nie jedno za drugim. Nie znalazłam racjonalnych argumentów jak mam w przyszłości sadzać dzieci: Pola pierwsza bo starsza, czy Tymon pierwszy bo chłopak.
9. Reakcje przechodniów: ale fajny wózek.
10. W wyposażeniu jest folia przeciwdeszczowa na gondole x2, folia przeciwdeszczowa podwójna na spacerówki, siatki przeciw komarom dla gondoli( i tutaj duży plus, bo są na tyle uniwersalne, że my używalismy je także na nasze bujaczki z Tiny Love, kiedy dzieci spały w nich na tarasie).
Co nas w wózku razi( tylko razi, a nie jest dużym minusem).
1. Gondolki są jednak wąskie. Nasz 5 miesięczny Tymon (75 centyl) musiał już zamienić ją na spacerówkę. No ale to cena za mieszczący sie wszędzie wózek.
2. Brak podstawki na nogę, żeby wózek podnieść przy podjeździe na krawężnik. Jest on jednak na tyle lekki i zwinny, że bez problemu można to robić bez pomocy nogi.
3. Folia przeciwdeszczowa na spacerówki jest jedna na dwa wózki. Niby logiczne, że deszcz pada na oboje dzieci na raz, ale co w sytuacji, gdy Pola jest w gondoli, a Tymon w spacerówce? Trzeba dokupić folię do zwykłego pojedynczego wózka, podwójna będzie potrzebana, gdy będziemy juź używać dwie spacerówki jednocześnie.
4. Torba do wózka nie jest w cenie. W większości wózków pojedynczych to jednak standard. Ja jeszcze nie zakupiłam. Mama karmiąca ma jedzenie zawsze ze sobą, a pieluchy można spokojnie wrzucić do kosza pod wózkiem.
5. Rączka wózka nie przekłada się. Spacerówki zawsze są do nas tyłem.
I jeden minus- CENA.
Wszystkim szukającym wózka dla bliźniaków z Warszawy i okolic polecam sklep stacjonarny Bliźniacze szczęście, który naprawdę jest nieźle zaopatrzony. Można obejrzeć, dotknąć, pojeździć. A więc szerokiej drogi wszystkie mamy i tatusiowie bliźniaków.
wtorek, 10 grudnia 2013
Niemowlę kaszle
No i mamy go! Wyglądałam, uciekałam, czytałam, przyszedł. Kaszel. Suchy, sporadyczny, ale niestety jest. Najpierw u Tymona, a dzień później u Poli. Nie obyło się bez lekarza. U 5 miesięcznego bobasa taka wizyta jest niestety wskazana. Sytuacja może się zmienić z godziny na godzinę więc nie ma na co czekać. Na szczęście nic w oskrzelach, nic w płucach, a gardło tylko trochę zaczerwienione. I ważne informacje: u dzieci tak małych, jeśli nie mają kataru oraz nie gorączkują tak naprawdę nic nie można stosować. No chyba, że jest źle i należy zastosować antybiotyk. Nasz lekarz na szczęście nie jest ich zwolennikiem. Polecił syrop prawoślazowy oraz witaminę C w kropelkach. I to tyle. Odpuścić kilka dni spacery i obserwować. Powinno przejść.
Ps. Czekając na wizytę doświadczeni rodzice zdiagnozowali mi bejbiki i zaaplikowali leki. Ile tego było! Polaku lecz się sam. Wykorzystałam więc lekarza i skonfrontowałam z nim to co mi polecali:
1. Tantum verde do gardła - nie!
2. Postawienie jednej bańki, bo to takie małe dzieci - nie!
3. Syrop z cebuli własnej produkcji taki jak dla dorosłego, ale rozcieńczony wodą- nie! obciąży wątrobę czytaj będzie bolał brzuszek.
4. Maść rozgrzewająca - tak, a lepiej spirytus 70%, nacierać stopki i plecki (wcześniej posmarować balsamem lub kremem tak żeby nie poparzył) oraz oklepywać. U takich małych dzieci nie smarujemy
5. Po co tu przychodziła Pani z takim małym dzieckiem, tutaj tyle zarazków - tak!, ale pierwsza wizyta konieczna, jeśli przeziębienie będzie ustępować nie przychodzić ponownie, lekarz to źródło wszelkich wirusów.
A więc kurujemy się. Ahoj
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Smykofonia
Zaczynamy prawdziwe życie melomanów. Trochę z ciekawości, trochę bez pomysłu na niedzielę zabraliśmy bejbiki na ich pierwsze wyjście do społeczeństwa. Znalazłam w sieci informację o koncertach z muzyką na żywo organizowanych dla maluchów od 0!!!(tak, tak od 0) do 2 lat i postanowiliśmy spróbować. I co? Super. Wiem, że moje 5 miesięczne dzieciaki jeszcze niewiele, a właściwie nic z tego nie rozumieją, ale sprawiały wrażenie, że bawią się świetnie. Zainteresowanie innymi dziećmi, dorosłymi, muzyką. Patrzyły z ciekawością. Zajęcia trwają 45 minut, wystarczającą długo dla takich maluchów, ale czas rzeczywiście szybko minął. Rodzice wraz z dziećmi siedzą na podłodze, można wziąć ze sobą butelkę i karmić, można z dzieckiem na rękach chodzić, obowiązkowo tańczyć, śpiewać mu do ucha, był też moment na wspólne muzykowanie. Wyszliśmy z poczuciem super spędzonego czasu. Dla młodych mam idealne miejsce na poznanie w realu innych mam, dla rodziców możliwość łączenia przyjemnego z pożytecznym (po zajęciach można obok wypić kawkę tylko we dwoje, tzn. w czworo). Bilet na zajęcia można kupić przez ebilet, a kilka sztuk jest sprzedawanych bezpośrednio przed zajęciami. Możliwe, że mój zachwyt jest spowodowany nowym doświadczeniem, ale naprawdę polecam nawet jednorazowe zajęcia.
A u nas od kilku dni króluje piosenka świąteczna dla dzieci.
1.Nie miały aniołki choinki na święta,
o choince dla nich nikt tam ni pamiętał.
Popatrzyły się na siebie,
wywierciły dziurę w niebie
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
2.Złapały za czubek największą choinkę,
przywiązały do niej bardzo dużą linkę
i wciągnęły ją na górę
przez tę dziurę, w niebie dziurę
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
3.Stanęła choinka w samym środku nieba,
orzekły aniołki że ją ubrać trzeba,
więc skoczyły przez tę dziurę
po orzech do wiewiórek
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
4.Chciały pozapalać świeczki choinkowe,
święty Florian - strażak złapał się za głowę:
"Matko Boża! Matko Boża!
Chcą mi w niebie zrobić pożar".
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
5.Spojrzał na choinkę święty Florian - strażak
zamiast świeczek gwiazdy pozapalać kazał.
I zaśpiewał święty Florian
z aniołkami "Gloria! Gloria!.
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
o choince dla nich nikt tam ni pamiętał.
Popatrzyły się na siebie,
wywierciły dziurę w niebie
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
2.Złapały za czubek największą choinkę,
przywiązały do niej bardzo dużą linkę
i wciągnęły ją na górę
przez tę dziurę, w niebie dziurę
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
3.Stanęła choinka w samym środku nieba,
orzekły aniołki że ją ubrać trzeba,
więc skoczyły przez tę dziurę
po orzech do wiewiórek
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
4.Chciały pozapalać świeczki choinkowe,
święty Florian - strażak złapał się za głowę:
"Matko Boża! Matko Boża!
Chcą mi w niebie zrobić pożar".
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
5.Spojrzał na choinkę święty Florian - strażak
zamiast świeczek gwiazdy pozapalać kazał.
I zaśpiewał święty Florian
z aniołkami "Gloria! Gloria!.
Refren:
O, ho, ho!
O, ho, ho!
O, ho, ho!
sobota, 7 grudnia 2013
Mikołajki po raz pierwszy
Mikołaj był i u nas, w nocy po cichutku, nie budząc nikogo. Musiał raczej się starać, żeby Tymon go nie nakrył, bo chłopak już nie reaguje na wieczorną kaszę i budzi się z zegarkiem w ręku co trzy godziny. No trudno, może przespane przez mamę i tatę noce jeszcze przed nami. W ogóle coś się z naszymi bejbikami poprzekręcało. Pola ostatnio bawiła u taty na rękach do 23:30, zero zmęczenia, za to chęć do zabawy ogromna. Nocne marki rekompensują mamie swoje zachowanie dłuższym porannym snem. Wstajemy sporo po 8:00. I nawet dzisiejsze Mikołajki nie były w stanie zmusić nas do wcześniejszej pobudki. Ale prezenty były! Przytulanki są już na miejscach przy główkach w łóżeczkach, a cała reszta rzeczy będzie przez bejbiki przymierzana systematycznie. Bądźcie grzeczne kochane dzieciaczki, to za rok będzie prezentów więcej. Cmok na dobranoc!
czwartek, 5 grudnia 2013
Marchewkowy zawrót głowy
Marchewka górą! Tymon pochłania ją podobnie jak brokuły, a Pola dzisiaj zasmakowała. Mam nadzieję, że to nie jednorazowy przypadek i jutro też będzie chciała posmakować. Mniam!
Ps. Da się karmić bliźniaków na raz. Dzisiaj akurat karmiliśmy Was razem z tatą, ale wczoraj mama dała radę sama. Trzeba tylko skupić się, żeby nie pomylić miseczek i łyżeczek :-) ale co to dla nas mam bliźniaków.
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Próbujemy marchewkę
Dzisiaj rano zaskoczył nas listonosz przynosząc paczkę od BoboVity. Zapomniałam już o niej. Jeszcze w ciąży zapisałam się do newslettera Bobovity. Teraz kiedy już Tymon i Pola skończyli 5 miesięcy otrzymaliśmy Poradnik żywienia małego dziecka oraz 2 słoiczki marchewki Pierwsza łyżeczka. Dobrze się złożyło, bo już od zeszłego tygodnia bejbiki jedzą marchewkę. Pierwsze spotkanie z nią było akurat z Bobovitą, dość przypadkowo, bo taka akurat była w sklepie. Tymonowi oczywiście zasmakowała, ale Pola będzie bardziej wybrednym konsumentem. Po pierwszej łyżeczce za nic drugi raz nie otworzy buzi. Wyznaje chyba zasadę, że mleko mamy jest najlepsze. No cóż, trudno się nie zgodzić, ale będziemy dalej próbować. Dzisiaj jedliśmy brokuły i historia się powtórzyła. Tymon się zajada, a Polunia nie. Stwierdziłam, że poszukam innej marchewki, a właściwie to czekamy na dostawę świeżej od babci i sama ją przygotuję. Przypomniałam sobie, że mam też kupon, który otrzymałam pocztą od Hippa do zrealizowania w drogerii Rossman. Otrzymaliśmy za 1 gr pudełko ze słoiczkiem z Pierwszą Marchewką i soczek Słodkie jabłka. Mamy więc co próbować. Bobovity już bym Poli nie kupiła, więc dobrze się złożyło, że otrzymaliśmy paczkę. Jak się przekona do niej to firma zyska klienta. Zobaczymy też jak reaguje na marchewkę z Hippa. Niby 2 takie same marchewki od 4 miesiąca, a skład na opakowaniu nieco różny.
A więc będziemy testować podniebienie Poli marchewką z różnych firm. Być może ostatecznie marchewka by mama okaże się najlepsza. A jak jest u Was? Którą firmę słoiczkowo-marchewkową polecacie?
Christmas time!
No i dopadła nas świąteczna gorączka. Ale w tym roku ma ona całkiem inny wymiar. To Wasze pierwsze święta po tej stronie brzucha i mama z tatą zadbają o to, żeby były wyjątkowe. A to przedsmak tego, jaką tata przygotował niespodziankę.
sobota, 30 listopada 2013
Włosy stają dęba
Podczas noszenia bejbików w brzuszku moje włosy były grube jak nigdy. Duma mnie rozpierała, że jednak te hormony nie do końca tak szaleją jak nieraz jest napisane i moich włosów nic nie rusza. I przeliczyłam się. 3 tygodnie po porodzie zaczęły wypadać w zastraszającym tempie. Szczotkowanie, mycie włosów, nakładanie odżywki to wszystko kończyło się dosłownym trzymaniem ich w garści. I co? I nic. Czytam, że tak ma być i koniec. Jeszcze kilka miesięcy. Że nie wypadały w ciąży to teraz nadrabiają :-( Ale mama się nie podda. I tak ma słabe włosy, a jeszcze zmniejszenie ich ilości to już dramat. W związku z tym, że karmię nie mogę przyjmować preparatów typowo na włosy. Zaopatrzyłam się więc w witaminy dla kobiet w ciąży i matek karmiących -Vitaminer. Poleciła mi je farmaceutka. Dodatkowo powróciłam do bardzo (wtedy) skutecznych masek, które robiłam w czasie ciąży. 2 razy w tygodniu mieszam olejek rycynowy i olej kokosowy, wmasowuję we włosy i skórę głowy, nakładam czepek i zostawiam na noc.
Mina moich słońc jak ich budzę o poranku jest po prostu bezcenna. Co ta mama ma na głowie? Stosuję to już 3 tydzień i nie chcę zapeszać, ale coś się ruszyło, a właściwie zatrzymało. No ale poczekamy, zobaczymy. A Wy macie może jeszcze jakieś inne skuteczne sposoby?
Mina moich słońc jak ich budzę o poranku jest po prostu bezcenna. Co ta mama ma na głowie? Stosuję to już 3 tydzień i nie chcę zapeszać, ale coś się ruszyło, a właściwie zatrzymało. No ale poczekamy, zobaczymy. A Wy macie może jeszcze jakieś inne skuteczne sposoby?
środa, 27 listopada 2013
Złapać byka za rogi, czyli o kolce
Nie ma co ukrywać obawiałam się jej od początku, nawet w ciąży rozpytywałam o nią wszystkie mamy. Czy dzieci ją mają, czy miały, czy są jakieś sposoby na jej uniknięcie? O czym mowa? Oczywiście o KOLCE! A fu! Jak bardzo mama się jej obawiała, czytała, że nie ma na nią sposobu, że jak przyjdzie to my i nasi sąsiedzi mamy 4 miesiące wyjęte z życiorysu. Obserwowaliśmy Was z tatą i nic. Ufff....Udało się, nie ma jej. I nagle....łaaaaaa. W 3 tygodniu życia Tymonek po kąpieli i wieczornym karmieniu zaczyna płakać. Ani mama, ani tata nic nie mogą pomóc. Lulanie, bujanie, noszenie na rękach nic nie daje. Nie wygląda to na typową kolkę, raczej takie skurcze i prężenie co 3-5 minut trwające około 30 sekund. Po 15 minutach ja już płaczę, nie wiemy co zrobić. Dzwonię do koleżanki, która przeszła to ze swoją córką. Magda pomocy! Rekomenduje Espumisam i włączenie suszarki. Espumisan pod ręką, tata kupił już po wcześniejszym niespokojnym wieczorze. O dziwo udaje się Tymonkowi zasną. Oddychamy z ulgą i jednocześnie obawą, że może to spotkać też Polunię, a ona jest taka malutka, drobniutka, 500 gram mniejsza od brata. Espumisan dajemy 2 x dziennie codzinnie. Zaczynamy od 8 kropli na jedno podanie i codziennie zwiększamy, aż dojdziemy do 15. Podajemy profilaktycznie też Poli. Na szczęście ona nigdy nie miała kolki i nie wiem czy to zasługa leku czy po prostu jej nie miała. Tymonkowi też przechodzi, ma jeszcze 3-4 ataki, tyle że trwające około 5 minut - nagły płacz i prężenie się zawsze około 21:00. Espumisan podajemy do końca 3 miesiąca. Pierwszą buteleczkę kupujemy w aptece stacjonarnej, ale 2 pozostałe w aptece internetowe. Nie dość, że tańszy to jeszcze niemiecki o zwiększonym stężeniu. Lekarz mówi nam, że Espmisan nie wchłania się do organizmu, nie można go przedawkować. To nas uspokaja, bo podajemy dawkę nieco większą niż jest wskazana na opakowaniu. Czy to on rzeczywiście nam pomógł? Nie wiem, może to przypadek, może Tymonek miał mieć tylko te kilka kolek. Wiem tylko, że przy okazji tata odnajduje genialną rzecz - aplikację na iphona sleep sheep. Jest do pobrania za darmo, jej włączenie wydobywa odgłos suszarki, można ustawić czasowe wyłączanie. Ratuje nam przy tych kilku atakach życie. Tymon przy niej zasypia. Jego o miesiąc młodszy kuzyn również. Pola przy jej dźwiękach również usypia więc dla rodziców bliźniąt czy rodzeństwa rewelacja. Naprawdę działa. Niech żyje technika. Jest dostępna z pewnością na wszystkie smartfony, więc rodzice do dzieła, będziecie zadziwieni.
Podczas wizyty położnej wspomniałam jej o naszych atakach kolki. Napisała mi listę pomocy. Kolejność jest ułożona wg jej wiedzy nt. skuteczności tych preparatów. Ja jednak nie zdecydowałam się na zmianę preparatu.
wtorek, 26 listopada 2013
Wprowadzamy kaszkę
Moje maluchy mają 4,5 miesiąca. Właściwie już zbliżamy się do 5. Jak wygląda ich karmienie? Nie idą według wszystkich wskazówek z broszurek i nadal jedzą co 2-3 godziny około 100-120 ml mleka, także w nocy. Czytam wszędzie, że powinny jeść więcej a rzadziej. Może byłoby to dobre zarówno dla mnie jako mamy karmiącej ( mogłabym zrobić trochę więcej rzeczy w domu) i dla nich - dłuższa zabawa czy spacer z pewnością by ich zadowoliły. Od dwóch tygodni staram się wydłużyć im sen nocny i zmniejszyć liczbę posiłków. Pomimo tego, że oboje są karmieni moim mlekiem to już po ukończeniu 4 miesiąca wprowadziłam im kaszkę. Wcześniej sporo poczytałam o kaszkach i wybór na polskim rynku jest ogromny. Mleczne, bezmleczne, owocowe, naturalne, dosładzane i nie. Zdecydowałam, że stawiam na kasze firmy Holle, a pierwszą kaszką moich dzieci będzie bezmleczna, jaglana, bezglutenowa od 4 miesiąca. Zdecydowało to, że jest naturalna i bezcukrowa. Nie chcę, żeby maluchy już teraz poznały smak słodkości(poza mamy mlekiem zwłaszcza po czekoladzie), bo później zaproponowana marchewka czy brokuły nie będą już takie atrakcyjne.
Bejbiki swoją porcję otrzymują na kolację. Dodaję ją do mojego odciągniętego mleka - 3 łyżeczki kaszy na 100-120 ml mleka. I nagle cud! Polunia przesypia 4-5 godzin. Tymonek jeszcze nie nasyca się nią do końca i po 3 godzinach nadal domaga się mamy, ale może jest jeszcze szansa. Wprowadzamy teraz drobną modyfikację. Po kąpieli około godziny 20 dzieciaki dostają mleko, a ok 23 kaszę. Idzie nam coraz lepiej. Tymon śpi około 4 godzin, a Pola budzi się o .....7:30 !!
Akceptacja kaszki nastąpiła bez komplikacji, żadnej wysypki, kupki trochę bardziej wonne, ale efekty w postaci dłuższego snu są. Kasza kosztuje trochę więcej niż wszystkie powszechne owocówki, ja za opakowanie 250 gram zapłaciłam 13,90. Wystarczy nam na 3 tygodnie, przy jednym karmieniu dziennie. Zakupiłam również kaszę orkiszową mleczną również od 4 miesiąca, ale już z glutenem. Po rozmowie z lekarką (ale to już będzie osobny post) ustaliłam, że gluten zaczniemy wprowadzać po skończonym 5 miesiącu.
Aha Tymon od wczoraj trzyma samodzielnie swoją butelkę. Zuch!
piątek, 22 listopada 2013
Karmienie bliźniaków
Pomysłów na karmienie bliźniaków jest pewnie tyle ile ich matek. Ja będąc jeszcze w ciąży naczytałam się o wszystkich za karmienia piersią oraz wszystkich za i przeciw karmienia butelką. Tak długo czekałam na naszych szkrabów, że uznałam, że chce dla nich jak najlepiej i wybieram karmienie piersią jak długo się da. Wtedy wydawało mi się, że rozważam czas 3-4 miesięcy, że pewnie nie będę miała wystarczająco dużo pokarmu i będziemy musieli przejść na butelkę. Miło się rozczarowałam. Początki też o dziwo nie były trudne. Z perspektywy 4 miesięcy wiem, że najbardziej pomogło mi pozytywne myślenie ( nie zakładałam opcji, że nie będę miała pokarmu) oraz picie wody niegazowanej (to też siedziało mi głęboko w głowie do tego stopnia, że już kilkanaście dni przed porodem wypijałam dziennie 2 butelki Żywiec Zdrój). Laktację udało się rozkręcić w 2 dobie po cesarskim cięciu. W szpitalu, w którym rodziłam nie było pielęgniarki laktacyjnej, ale wszystkie położne i pielęgniarki noworodkowe udzielały niezbędnych informacji. Niektóre trzeba było ciągnąć za rękaw, ale większość sama podpowiadała. Przez pierwszych kilka godzin wszystko szło dobrze, maluchy łapały brodawki i jadły. W 2 dobie ból przy karmieniu był jednak nie do wytrzymania. Kiedy syn zaczynał ssać zaciskałam zęby. I myślałam widocznie tak ma być. Z pomocą przyszła mi pielęgniarka noworodkowa, która pokazała, gdzie robię błąd. Syn łapał tylko brodawkę, a powinien brodawkę wraz z otoczką. Wiele razy o tym czytałam, jest to we wszystkich folderach propagujących karmienie piersią, oczywista oczywistość. Ale w tamtym momencie nawet nie przyszło mi do głowy, że sposób łapania przez dziecko piersi może sprawiać taki ból. Gdyby nie pomoc pielęgniarki, która de facto trwała kilkanaście sekund, z pewnością porzuciłam karmienie piersią. Ból znikną w ciągu godziny. Dlatego jeśli chcecie karmić, a czujecie, że coś nie gra pytajcie personel w szpitalu, niekoniecznie muszą to być doradcy laktacyjni, każdy ma obowiązek udzielić Wam porady.
Początkowo wszystkie karmienia maluchów zapisywałam, tak aby zawsze wiedzieć, kiedy i ile jadły. Wierzcie mi, że później kiedy już się okrzepnie w roli mamy takie notatki są zbędne. Sygnały ze strony głodnych dzieci każda mam rozpozna błyskawicznie. Jak oceniam swój wybór z perspektywy 4 miesięcy?
Wszystkie za:
- nie potrzebuję czasu na przygotowanie mleka, zwłaszcza jest to cenne w nocy;
- nie kupuję mleka (spora oszczędność zwłaszcza przy bliźniakach)
- mogę nakarmić dzieci w każdym momencie, pokarm mam zawsze przy sobie :-)
- szybko wrociłam do swojej wagi sprzed ciazy
- moje dzieci do tej pory nie zachorowały (może to są te magiczne przeciwciała, o których mówią wszyscy doradcy laktacyjni);
- podanie dziecku piersi prawie zawsze działa kojąco na płacz;
- mleko matki jest najlepszym pokarmem na świecie;
- nie wszedzie na mieście możesz karmić piersia, nawet w Warszawie mało jest takich miejsc; jesli urodzisz zimą to musisz sie z tym liczyć, latem możesz skorzystać z ławki w parku i zakryć się dyskretnie pieluszką;
- przy karmieniu bliźniaków piersią musisz mimo wszystko zakupić laktator i butelki; jednoczesne karmienie to jednak wysiłek (mnie udało się to kilka razy), a tak ściągnięte mleko przechowywane w lodówce pomoże ci uspokoić sytuację, kiedy dzieci w jednym czasie będą domagały się jedzenia, albo pozwoli wyjść z domu pozostawiając je tacie, babci lub opiekunce. Laktator pozwoli również rozkręcić laktację;
- musisz uważać na to co jesz; u mnie to nie był duży problem (poza słodyczami oczywiście :-), ale jednak należy się liczyć z tym, że dzieci nie wszystko będą tolerowały);
- na początku karmienie piersią i zmienianie pieluch zajmie Ci naprawdę dużo czasu;
Karmienie piersią bliźniaków wymaga dużo samozaparcia, ale nie zniechęcaj się, bo naprawdę warto. Pamiętaj też, że ten wybór należy do Ciebie! Nikt nie może decydować za Ciebie jak będziesz karmić swoje dzieci. Ja mam w szafce schowany Bebilion, z którego korzystam jeśli czuję, że nie mam pokarmu, albo kiedy zostawiam bejbiki pod opieką taty lub babci i nie zdążam z powrotem na karmienie. Wspomaganie diety maluchów mlekiem modyfikowanym to też nie jest grzech.
Za chwilę wejdziemy w 5 miesiąc. Nie mogę się już doczekać, aż moje bejbiki zaczną smakować świat całymi garściami w dosłownym tego sensie. A Wy co uważacie? Czy dostałyście pomoc na początku? Czy czułyście presję ze strony otocznia, że takie karmienie, a nie inne jest najlepsze?
Ps. A jeśli chodzi o Bebilon to wybrałam go z polecenia naszej Pani neonatolog ze szpitala. Dzieci zaakceptowały go bez problemu, a z innych rodzajów mleka jeszcze nie korzystałam.
środa, 20 listopada 2013
Mama bliźniaków też ma czas
Dzisiaj jest ten moment, kiedy zakładam bloga o moich dwojgu Tymiankach i o naszej wspólnej przygodzie, jaka zaczęła się 4 miesiące temu. Trochę za późno,wiem, ale chcę, żebyście mieli pamiątkę, żeby mama i tata mieli pamiątkę i żebyśmy natchnęli optymizmem tych wszystkich przyszłych rodziców, którzy czekając na bliźniaki mają obawy. Po Waszych pierwszych 4 miesiącach nadal jesteśmy z tatą niedowiarkami, że Was mamy. Najpiękniejsze nasze marzenie spełniło się. Z drugiej strony już nie wyobrażamy sobie życia bez Was. Moje kochane maluchy opowiemy o naszych codziennych zmaganiach, a w miarę możliwości nadrobimy opisy Waszych pierwszych poczynań po drugiej stronie brzuszka. Ready, steady, go!
Subskrybuj:
Posty (Atom)