Podczas noszenia bejbików w brzuszku moje włosy były grube jak nigdy. Duma mnie rozpierała, że jednak te hormony nie do końca tak szaleją jak nieraz jest napisane i moich włosów nic nie rusza. I przeliczyłam się. 3 tygodnie po porodzie zaczęły wypadać w zastraszającym tempie. Szczotkowanie, mycie włosów, nakładanie odżywki to wszystko kończyło się dosłownym trzymaniem ich w garści. I co? I nic. Czytam, że tak ma być i koniec. Jeszcze kilka miesięcy. Że nie wypadały w ciąży to teraz nadrabiają :-( Ale mama się nie podda. I tak ma słabe włosy, a jeszcze zmniejszenie ich ilości to już dramat. W związku z tym, że karmię nie mogę przyjmować preparatów typowo na włosy. Zaopatrzyłam się więc w witaminy dla kobiet w ciąży i matek karmiących -Vitaminer. Poleciła mi je farmaceutka. Dodatkowo powróciłam do bardzo (wtedy) skutecznych masek, które robiłam w czasie ciąży. 2 razy w tygodniu mieszam olejek rycynowy i olej kokosowy, wmasowuję we włosy i skórę głowy, nakładam czepek i zostawiam na noc.
Mina moich słońc jak ich budzę o poranku jest po prostu bezcenna. Co ta mama ma na głowie? Stosuję to już 3 tydzień i nie chcę zapeszać, ale coś się ruszyło, a właściwie zatrzymało. No ale poczekamy, zobaczymy. A Wy macie może jeszcze jakieś inne skuteczne sposoby?
sobota, 30 listopada 2013
środa, 27 listopada 2013
Złapać byka za rogi, czyli o kolce
Nie ma co ukrywać obawiałam się jej od początku, nawet w ciąży rozpytywałam o nią wszystkie mamy. Czy dzieci ją mają, czy miały, czy są jakieś sposoby na jej uniknięcie? O czym mowa? Oczywiście o KOLCE! A fu! Jak bardzo mama się jej obawiała, czytała, że nie ma na nią sposobu, że jak przyjdzie to my i nasi sąsiedzi mamy 4 miesiące wyjęte z życiorysu. Obserwowaliśmy Was z tatą i nic. Ufff....Udało się, nie ma jej. I nagle....łaaaaaa. W 3 tygodniu życia Tymonek po kąpieli i wieczornym karmieniu zaczyna płakać. Ani mama, ani tata nic nie mogą pomóc. Lulanie, bujanie, noszenie na rękach nic nie daje. Nie wygląda to na typową kolkę, raczej takie skurcze i prężenie co 3-5 minut trwające około 30 sekund. Po 15 minutach ja już płaczę, nie wiemy co zrobić. Dzwonię do koleżanki, która przeszła to ze swoją córką. Magda pomocy! Rekomenduje Espumisam i włączenie suszarki. Espumisan pod ręką, tata kupił już po wcześniejszym niespokojnym wieczorze. O dziwo udaje się Tymonkowi zasną. Oddychamy z ulgą i jednocześnie obawą, że może to spotkać też Polunię, a ona jest taka malutka, drobniutka, 500 gram mniejsza od brata. Espumisan dajemy 2 x dziennie codzinnie. Zaczynamy od 8 kropli na jedno podanie i codziennie zwiększamy, aż dojdziemy do 15. Podajemy profilaktycznie też Poli. Na szczęście ona nigdy nie miała kolki i nie wiem czy to zasługa leku czy po prostu jej nie miała. Tymonkowi też przechodzi, ma jeszcze 3-4 ataki, tyle że trwające około 5 minut - nagły płacz i prężenie się zawsze około 21:00. Espumisan podajemy do końca 3 miesiąca. Pierwszą buteleczkę kupujemy w aptece stacjonarnej, ale 2 pozostałe w aptece internetowe. Nie dość, że tańszy to jeszcze niemiecki o zwiększonym stężeniu. Lekarz mówi nam, że Espmisan nie wchłania się do organizmu, nie można go przedawkować. To nas uspokaja, bo podajemy dawkę nieco większą niż jest wskazana na opakowaniu. Czy to on rzeczywiście nam pomógł? Nie wiem, może to przypadek, może Tymonek miał mieć tylko te kilka kolek. Wiem tylko, że przy okazji tata odnajduje genialną rzecz - aplikację na iphona sleep sheep. Jest do pobrania za darmo, jej włączenie wydobywa odgłos suszarki, można ustawić czasowe wyłączanie. Ratuje nam przy tych kilku atakach życie. Tymon przy niej zasypia. Jego o miesiąc młodszy kuzyn również. Pola przy jej dźwiękach również usypia więc dla rodziców bliźniąt czy rodzeństwa rewelacja. Naprawdę działa. Niech żyje technika. Jest dostępna z pewnością na wszystkie smartfony, więc rodzice do dzieła, będziecie zadziwieni.
Podczas wizyty położnej wspomniałam jej o naszych atakach kolki. Napisała mi listę pomocy. Kolejność jest ułożona wg jej wiedzy nt. skuteczności tych preparatów. Ja jednak nie zdecydowałam się na zmianę preparatu.
wtorek, 26 listopada 2013
Wprowadzamy kaszkę
Moje maluchy mają 4,5 miesiąca. Właściwie już zbliżamy się do 5. Jak wygląda ich karmienie? Nie idą według wszystkich wskazówek z broszurek i nadal jedzą co 2-3 godziny około 100-120 ml mleka, także w nocy. Czytam wszędzie, że powinny jeść więcej a rzadziej. Może byłoby to dobre zarówno dla mnie jako mamy karmiącej ( mogłabym zrobić trochę więcej rzeczy w domu) i dla nich - dłuższa zabawa czy spacer z pewnością by ich zadowoliły. Od dwóch tygodni staram się wydłużyć im sen nocny i zmniejszyć liczbę posiłków. Pomimo tego, że oboje są karmieni moim mlekiem to już po ukończeniu 4 miesiąca wprowadziłam im kaszkę. Wcześniej sporo poczytałam o kaszkach i wybór na polskim rynku jest ogromny. Mleczne, bezmleczne, owocowe, naturalne, dosładzane i nie. Zdecydowałam, że stawiam na kasze firmy Holle, a pierwszą kaszką moich dzieci będzie bezmleczna, jaglana, bezglutenowa od 4 miesiąca. Zdecydowało to, że jest naturalna i bezcukrowa. Nie chcę, żeby maluchy już teraz poznały smak słodkości(poza mamy mlekiem zwłaszcza po czekoladzie), bo później zaproponowana marchewka czy brokuły nie będą już takie atrakcyjne.
Bejbiki swoją porcję otrzymują na kolację. Dodaję ją do mojego odciągniętego mleka - 3 łyżeczki kaszy na 100-120 ml mleka. I nagle cud! Polunia przesypia 4-5 godzin. Tymonek jeszcze nie nasyca się nią do końca i po 3 godzinach nadal domaga się mamy, ale może jest jeszcze szansa. Wprowadzamy teraz drobną modyfikację. Po kąpieli około godziny 20 dzieciaki dostają mleko, a ok 23 kaszę. Idzie nam coraz lepiej. Tymon śpi około 4 godzin, a Pola budzi się o .....7:30 !!
Akceptacja kaszki nastąpiła bez komplikacji, żadnej wysypki, kupki trochę bardziej wonne, ale efekty w postaci dłuższego snu są. Kasza kosztuje trochę więcej niż wszystkie powszechne owocówki, ja za opakowanie 250 gram zapłaciłam 13,90. Wystarczy nam na 3 tygodnie, przy jednym karmieniu dziennie. Zakupiłam również kaszę orkiszową mleczną również od 4 miesiąca, ale już z glutenem. Po rozmowie z lekarką (ale to już będzie osobny post) ustaliłam, że gluten zaczniemy wprowadzać po skończonym 5 miesiącu.
Aha Tymon od wczoraj trzyma samodzielnie swoją butelkę. Zuch!
piątek, 22 listopada 2013
Karmienie bliźniaków
Pomysłów na karmienie bliźniaków jest pewnie tyle ile ich matek. Ja będąc jeszcze w ciąży naczytałam się o wszystkich za karmienia piersią oraz wszystkich za i przeciw karmienia butelką. Tak długo czekałam na naszych szkrabów, że uznałam, że chce dla nich jak najlepiej i wybieram karmienie piersią jak długo się da. Wtedy wydawało mi się, że rozważam czas 3-4 miesięcy, że pewnie nie będę miała wystarczająco dużo pokarmu i będziemy musieli przejść na butelkę. Miło się rozczarowałam. Początki też o dziwo nie były trudne. Z perspektywy 4 miesięcy wiem, że najbardziej pomogło mi pozytywne myślenie ( nie zakładałam opcji, że nie będę miała pokarmu) oraz picie wody niegazowanej (to też siedziało mi głęboko w głowie do tego stopnia, że już kilkanaście dni przed porodem wypijałam dziennie 2 butelki Żywiec Zdrój). Laktację udało się rozkręcić w 2 dobie po cesarskim cięciu. W szpitalu, w którym rodziłam nie było pielęgniarki laktacyjnej, ale wszystkie położne i pielęgniarki noworodkowe udzielały niezbędnych informacji. Niektóre trzeba było ciągnąć za rękaw, ale większość sama podpowiadała. Przez pierwszych kilka godzin wszystko szło dobrze, maluchy łapały brodawki i jadły. W 2 dobie ból przy karmieniu był jednak nie do wytrzymania. Kiedy syn zaczynał ssać zaciskałam zęby. I myślałam widocznie tak ma być. Z pomocą przyszła mi pielęgniarka noworodkowa, która pokazała, gdzie robię błąd. Syn łapał tylko brodawkę, a powinien brodawkę wraz z otoczką. Wiele razy o tym czytałam, jest to we wszystkich folderach propagujących karmienie piersią, oczywista oczywistość. Ale w tamtym momencie nawet nie przyszło mi do głowy, że sposób łapania przez dziecko piersi może sprawiać taki ból. Gdyby nie pomoc pielęgniarki, która de facto trwała kilkanaście sekund, z pewnością porzuciłam karmienie piersią. Ból znikną w ciągu godziny. Dlatego jeśli chcecie karmić, a czujecie, że coś nie gra pytajcie personel w szpitalu, niekoniecznie muszą to być doradcy laktacyjni, każdy ma obowiązek udzielić Wam porady.
Początkowo wszystkie karmienia maluchów zapisywałam, tak aby zawsze wiedzieć, kiedy i ile jadły. Wierzcie mi, że później kiedy już się okrzepnie w roli mamy takie notatki są zbędne. Sygnały ze strony głodnych dzieci każda mam rozpozna błyskawicznie. Jak oceniam swój wybór z perspektywy 4 miesięcy?
Wszystkie za:
- nie potrzebuję czasu na przygotowanie mleka, zwłaszcza jest to cenne w nocy;
- nie kupuję mleka (spora oszczędność zwłaszcza przy bliźniakach)
- mogę nakarmić dzieci w każdym momencie, pokarm mam zawsze przy sobie :-)
- szybko wrociłam do swojej wagi sprzed ciazy
- moje dzieci do tej pory nie zachorowały (może to są te magiczne przeciwciała, o których mówią wszyscy doradcy laktacyjni);
- podanie dziecku piersi prawie zawsze działa kojąco na płacz;
- mleko matki jest najlepszym pokarmem na świecie;
- nie wszedzie na mieście możesz karmić piersia, nawet w Warszawie mało jest takich miejsc; jesli urodzisz zimą to musisz sie z tym liczyć, latem możesz skorzystać z ławki w parku i zakryć się dyskretnie pieluszką;
- przy karmieniu bliźniaków piersią musisz mimo wszystko zakupić laktator i butelki; jednoczesne karmienie to jednak wysiłek (mnie udało się to kilka razy), a tak ściągnięte mleko przechowywane w lodówce pomoże ci uspokoić sytuację, kiedy dzieci w jednym czasie będą domagały się jedzenia, albo pozwoli wyjść z domu pozostawiając je tacie, babci lub opiekunce. Laktator pozwoli również rozkręcić laktację;
- musisz uważać na to co jesz; u mnie to nie był duży problem (poza słodyczami oczywiście :-), ale jednak należy się liczyć z tym, że dzieci nie wszystko będą tolerowały);
- na początku karmienie piersią i zmienianie pieluch zajmie Ci naprawdę dużo czasu;
Karmienie piersią bliźniaków wymaga dużo samozaparcia, ale nie zniechęcaj się, bo naprawdę warto. Pamiętaj też, że ten wybór należy do Ciebie! Nikt nie może decydować za Ciebie jak będziesz karmić swoje dzieci. Ja mam w szafce schowany Bebilion, z którego korzystam jeśli czuję, że nie mam pokarmu, albo kiedy zostawiam bejbiki pod opieką taty lub babci i nie zdążam z powrotem na karmienie. Wspomaganie diety maluchów mlekiem modyfikowanym to też nie jest grzech.
Za chwilę wejdziemy w 5 miesiąc. Nie mogę się już doczekać, aż moje bejbiki zaczną smakować świat całymi garściami w dosłownym tego sensie. A Wy co uważacie? Czy dostałyście pomoc na początku? Czy czułyście presję ze strony otocznia, że takie karmienie, a nie inne jest najlepsze?
Ps. A jeśli chodzi o Bebilon to wybrałam go z polecenia naszej Pani neonatolog ze szpitala. Dzieci zaakceptowały go bez problemu, a z innych rodzajów mleka jeszcze nie korzystałam.
środa, 20 listopada 2013
Mama bliźniaków też ma czas
Dzisiaj jest ten moment, kiedy zakładam bloga o moich dwojgu Tymiankach i o naszej wspólnej przygodzie, jaka zaczęła się 4 miesiące temu. Trochę za późno,wiem, ale chcę, żebyście mieli pamiątkę, żeby mama i tata mieli pamiątkę i żebyśmy natchnęli optymizmem tych wszystkich przyszłych rodziców, którzy czekając na bliźniaki mają obawy. Po Waszych pierwszych 4 miesiącach nadal jesteśmy z tatą niedowiarkami, że Was mamy. Najpiękniejsze nasze marzenie spełniło się. Z drugiej strony już nie wyobrażamy sobie życia bez Was. Moje kochane maluchy opowiemy o naszych codziennych zmaganiach, a w miarę możliwości nadrobimy opisy Waszych pierwszych poczynań po drugiej stronie brzuszka. Ready, steady, go!
Subskrybuj:
Posty (Atom)